Archiwum dla Styczeń 2022

IV niedziela zwykła, rok C

Egoistyczne pragnienie podczepienia się pod „ziomka-celebrytę”… Znane są przypadki, że gdy z rodziny, spośród znajomych, czy tylko z mojej miejscowości pochodzi ktoś znany – „współczesny celebryta” – to chętnie o tym opowiadamy i chętnie się do niego przyznajemy. To podnosi przecież naszą wartość i możemy coś na tym ugrać…
Prawdopodobnie dlatego też, wszyscy w Nazarecie pobiegli do synagogi by posłuchać ziomka, którego sława już do nich dotarła. Pewnie ze względu na znajomości liczyli na jakiś program specjalny i nadzwyczajne – specjalne dla nich – cuda… On jednak przyszedł ze słowem Bożym, z prawdą i mądrością – zaczął tłumaczyć o co chodzi w Słowie, które znają…
Pojawia się zniecierpliwienie i oburzenie: jakim prawem tak się wymądrza! kimże On jest?! przecież Go dobrze znamy!
To droga do zamknięcia się na Słowo!

Kontynuacja ewangelii sprzed tygodnia, w której Łukasz zwracał uwagę na to, że podstawą głoszenia Słowa jest to, by stało się ono wpierw częścią mnie samego – inaczej moje głoszenie będzie tylko nieudolną reklamą siebie samego a nie przekazywaniem Dobrej Nowiny… Chrześcijaństwo to przede wszystkim Wcielenie Słowa w nasze życie…
Stąd pewnie to piękne spostrzeżenie: A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego… Odkrywali jakąś moc w tym słowie, które słyszeli z Jego ust… Łukasz używa tu tajemniczego słowa: „przyświadczali” Mu… – to słowo występuje tylko raz w całym Piśmie św.
W polskim tłumaczeniu jakiś dziwny neologizm, którego słowniki do końca nie wyjaśniają. W greckim oryginale mamy: emartyron – co łacińskie tłumaczenie oddaje przez: testimonium illi dabant – dawać świadectwo aż do męczeństwa… Św. kard. J.H. Newman mówił o przyświadczeniu wiary [assent] jako o przylgnięciu do prawdy – nie tyle z powodu jej zrozumienia, ile ze względu na osobę wypowiadającą tę prawdę… Chodzi o przylgnięcie nie tylko umysłem ale i sercem…
Przylgnęli więc do Słowa tak, że stało się ono częścią ich samych…

Nic więc nie zapowiadało takiego dramatu… Przylgnęli do tego, co mówił – nie tylko umysłem ale i sercem – i… za moment odrzucili to, co im mówi… Co się stało? Skąd ta przemiana?
Pewnie rzeczywiście zależało im tylko na doraźnym działaniu: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum… Pewnie naprawdę potrzebowali Go jedynie do spełniania życzeń, zaspokajania codziennych potrzeb i zachcianek… Zapragnęli mieć Jezusa na małą, ludzką, przyziemną miarę…
A On… zamiast być dalej ich ziomkiem i realizować ich pragnienie korzystania z przywilejów – zapragnął ich wiary…
To ich przerastało…

Dobrze wiemy, że pokusa przylgnięcia do tego, co bliskie i skupienia się na tym, co przyziemne jest znana od wieków…
Do Marii Magdaleny, po zmartwychwstaniu, musiał ostro powiedzieć: nie dotykaj Mnie!, nie skupiaj się na obrazie mężczyzny, którego kochasz, spójrz dalej… Do wszystkich przywiązanych do św. Jana Pawła II mówi: „nie żyj papieżem-Polakiem, nie wspominaj kremówek – odnów swą wiarę!!!”… Itd. itp…
Wsłuchaj się w Słowo i pozwól mu przez ciebie przemawiać – niech ono stanie się częścią ciebie samego…

Dodaj komentarz

III niedziela zwykła, rok C

Postanowiłem (…) zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono… Niesamowite podejście Łukasza do słowa, które usłyszał… Jego Ewangelia jest pięknym świadectwem człowieka poszukującego… – naprawdę poszukującego…
Łukasz postanowił zbadać dokładnie wszystko… – i według jego „badań” bohater jego ewangelii jest postacią historyczną… Wszystkie zapisane wydarzenia to fakty a komentarze Jezusa i symbolika wydarzeń mają charakter objawienia…

Prezentacja i samookreślenie się Jezusa z dzisiejszego fragmentu ewangelii to fakt, symbolika i komentarz Jezusa… Słowo, które jest wyznaniem i które wypowiada sam Jezus oraz pokora i posłuszeństwo wobec Ducha Świętego…
Nie wypowiada słów własnych ale czyta proroctwo Izajasza – nic dla siebie i nic w swoim własnym imieniu… Wypełnia proroctwo, jest zależny od Ducha Świętego… i posiada szczególną więź z Ojcem… To program posługi Mesjasza…

Teofilu! „Miłujący Boga” lub „Umiłowany przez Boga” – bo tak należy tłumaczyć to imię… To słowo do mnie!!!… To ja jestem „Umiłowanym przez Boga”!!!…
Dlaczego? Bo nie da się przekazać „pewności nauk (ewangelii)”, nie da się głosić, że „Bóg cię kocha” bez jednoczesnego doświadczenia tej miłości!!!… Chrześcijaństwo nie jest religią księgi zawierającej zestaw prawd, dogmatów i zachowań etycznych – chrześcijaństwo jest religią Osoby…
Jestem „Teofilem” – to imię jednak zobowiązuje… Mogę go używać i nim się cieszyć o tyle, o ile wywołało ono we mnie prawdziwą interakcję…

Dlaczego? Bo Duch Pański chce mówić przeze mnie…
Jest taka piękna tradycja dominikańska – niestety zapomniana i przez nas dominikanów – że po odczytaniu ewangelii podczas liturgii kapłan wypowiadając słowa „Oto Słowo Pańskie” nigdy nie podnosił księgi do góry (dziś księża tak często czynią)… Księga była odkładana, a aklamację „Oto Słowo Pańskie” wypowiadało się z ręką na sercu… Słowo nie jest już w Księdze – ale przechodzi przeze mnie, przez moje serce – Duch Św. mówi przeze mnie…
Pamiętam jak zastanawiałem się kiedyś: dlaczego św. Dominik poruszony ubóstwem napotkanego nędzarza – jak mówi legenda – bez chwili wahania podjął decyzję, by sprzedać księgę Ewangelii?… Jak kaznodzieja mógł sprzedać taką księgę?! Czy to nie zdrada Ewangelii?… Dominik nie był głupcem by pozbywać się narzędzia pracy – on Ewangelię miał wyrytą w sercu… Stąd też pewnie jego wrażliwość na ubogiego…

Gdy słucham dziś Łukasza, to uświadamiam sobie na nowo, że warunkiem by głosić Ewangelię innym, jest to, że musi się ona stać wpierw częścią mnie samego… Inaczej moje głoszenie będzie tylko nieudolną reklamą – i to często siebie samego – a nie przekazywaniem Dobrej Nowiny…
Chrześcijaństwo to przede wszystkim Wcielenie Słowa w moje życie – dopiero wtedy będę mógł dostrzec, że dziś spełniają się słowa Pisma… Potrzeba prawdziwego kontaktu ze Słowem, by stać się Teofilem i by Teofilami czynić innych…
Zanim więc zacznę czynić innych „przyjaciółmi Boga” sam muszę stać się „naocznym świadkiem i sługą Słowa”…

Dodaj komentarz

II niedziela zwykła, rok C

Mówiąc o cudach Jezusa, mamy na myśli głównie uzdrowienia, egzorcyzmy, wskrzeszenia, a nawet rozmnożenie chleba… Cud przemiany wody w wino jest już jednak na dość odległym miejscu… Tymczasem Jan w swojej ewangelii „cudotwórczą” działalność Jezusa zaczyna właśnie od cudu w Kanie…
I znając Jana, możemy się domyślać, że nie chodziło mu zapewne o pokazanie „potęgi” cudu – a więc i mocy samego Jezusa… Jezus bawił się na weselu, które trwało około siedmiu dni… i na końcówkę wesela „załatwił” – przeliczając objętość stągwi (dwie lub trzy miary) – między 480 a 720 litrów wina…
Interesującego dialogu Jezusa z Matką również nie można sprowadzić do twierdzenia, że Matka jest w stanie wymóc bardzo wiele na swoim Synu – Janowi raczej nie mogło chodzić o to, że Syn Boży jest całkowicie posłuszny ziemskiej Matce…

Pamiętamy, że „tajemnica Kany” zawierała się pierwotnie w treści święta Objawienia Pańskiego – jak Boże Narodzenie i Chrzest Pański. Jezus objawia swoją chwałę – a może inaczej: w Jezusie objawia się chwała Boża… Objawiła się wobec mędrców ze wschodu, objawiła się podczas chrztu w Jordanie i objawia się dziś w Kanie… Nie w cudach uzdrawiania, wskrzeszania, czy innych, ale w cudzie godów weselnych…
To w Kanie, na godach weselnych: z zaproszonego gościa – staje się nie tyle starostą weselnym [zadbał o wino] – ale samym „Panem Młodym”… To On przecież stawia wino, to On zaprasza na gody… Stary Testament bardzo często mówił o Bogu, że jest Oblubieńcem – dziś Jezus mówi: to Ja nim jestem…
To tu do swojej Matki mówi: Niewiasto [nie „matko”] – odwołując się do „niewiasty” z Protoewangelii z Księgi Rodzaju. Podobnie nazwie ją również z krzyża – On już wie na czym polega Jego misja…
Wino w języku biblijnym oznacza łaskę – to tu w Kanie słyszy od swojej Matki: nie mają wina, co znaczy: „Synu, brak im łaski, zrób coś”… To tu odpowiada: „nie popędzaj mnie, jeszcze godzina mojej śmierci nie nadeszła”… Ale zarazem nie może się oprzeć sugestii Matki i czyni znak zapowiadający zbawienie – tę głęboką przemianę jakiej dokona w ludziach śmierć i zmartwychwstanie…

Niesamowita moc symboli i znaków – taka jest przecież ewangelia Janowa… Ale do mnie najbardziej przemawia „stągiew siódma”, której wprost w tekście nie ma…
Sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń… – dla Jana, który lubił symbolikę liczb (patrz Apokalipsa), ta liczba nie może być przypadkowa… Liczba „sześć” oznacza „niedoskonałość”… Żydowskie oczyszczenia nie są na tyle doskonałe, by oczyścić człowieka, by obmyć go z winy i sprawić, by był czysty w oczach Boga…
Żydowskie oczyszczenia są wręcz niedoskonałe – potrzeba więc było „siódmej stągwi” (liczba „siedem” jest już liczbą doskonałą) – samego Jezusa – źródła łaski przebaczenia i prawdziwego obmycia z win…
Stąd właśnie ten dialog Maryi z Jezusem: „Synu, uczyń coś wreszcie! Im zabrakło „łaski”!”… I stąd też odpowiedź Jezusa o „godzinie, która jeszcze nie nadeszła”…
I „objawienie” z dzisiejszej ewangelii: bez „siódmej stągwi”, źródła łaski, i bez wsłuchania się w Jezusową ewangelię (zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie), sześć stągwi mego życia pozostanie puste i bezużyteczne…
Pozwólmy Mu więc na cud przemiany wody naszego egoizmu w prawdziwe wino miłości… → by nadać życiu sens…
Zaczerpnijmy z „siódmej stągwi” Jego Krzyża!!!…

Dodaj komentarz

Niedziela Chrztu Pańskiego, rok C

Święto Chrztu Pańskiego to podsumowanie tego, co Bóg pragnie nam objawić nam o sobie: stał się człowiekiem byśmy i my mogli stać się dziećmi Bożymi… Nad każdym z nas w chwili chrztu otwarło się niebo i do każdego/każdej z nas Bóg powiedział: ty jesteś mój syn umiłowany…, ty jesteś moja córka umiłowana… Tworzymy realną rodzinę…

Można by dziś bardzo dużo mówić o tajemnicy chrztu: o zgładzeniu grzechu pierworodnego, o zalążku wiary, który otrzymujemy, o łasce Ducha, która uzdalnia do pójścia za Chrystusem, itd., itp. Ale Jan podpowiada, że w tym chrzcie chodzi o coś niesamowicie wielkiego… Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie (…) On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem…
Chrzest janowy był jedynie zewnętrznym znakiem pokuty – obrzędem nawrócenia polegającym na głośnym nazwaniu swych grzechów i obmyciu wodą… Był wyrazem wewnętrznego pragnienia, by stać się czystym wobec Boga… – taką „grubą kreską”, która symbolicznie odcinała od poprzedniego życia… Sam wyraz pragnienia – nie mógł jednak tego pragnienia zaspokoić?…
Bóg uznaje jednak pragnienia człowieka. Jezus swoim chrztem uświęca i akceptuje wszystkie – bezsilne dotąd – usiłowania… Duch Święty zstąpił nad Niego, w postaci cielesnej niby gołębica… I jak mówił św. Grzegorz z Nazjanzu: Podobnie i w zamierzchłych czasach gołębica zapowiedziała koniec potopu – tak i teraz gołębica zapowiada koniec potopu niszczącego ludzkość…

Co tak naprawdę dokonuje się w momencie chrztu Jezusa w Jordanie? O co chodzi z tym Duchem świętym?…
chrzest Jezusa w Jordanie, to wyznanie miłości!!! Bóg daje się poznać jako Trójca… Ojciec, Syn i Duch… sama Miłość…
A miłość o tyle jest „miłością”, o ile jest wyznana… Dlatego Bóg wyznaje nam miłość posyłając swojego Syna… Przez słowa i czyny Syna miłość zostaje nam zakomunikowana i objawiona…
Na tym się jednak nie kończy: Ojciec z Synem wyznają nam miłość posyłając Ducha… Miłość zostaje nie tylko wyznana, ale i w nas wszczepiona… Duch Miłości w nas jest, nas przenika i w nas kocha…
I to jest właśnie to, co najpiękniejsze w tajemnicy chrztu… Jestem ochrzczony – a to znaczy, że „Bóg wyznał mi swą miłość!” Jestem ochrzczony – a to znaczy, że jestem pokochany… i to nie na chwilę – bo On nie jest „chwilowy”…
I chyba nic więcej już do szczęścia nie potrzeba…

Osiem lat temu (8.01.2014), papież Franciszek, powiedział do uczestników liturgii: Pozwalam sobie dać wam radę, więcej – zadanie na dziś: po powrocie do waszych domów poszukajcie daty waszego chrztu. (…) Jeśli nie będziemy jej znali, grozi nam zatracenie pamięci tego, co Pan w nas uczynił, pamięci o otrzymanym przez nas darze. (…) Musimy rozbudzić pamięć naszego chrztu… A więc zadanie dla każdego z nas: poszukajcie daty waszego chrztu… Ja datę swojego znam!!!…

Dodaj komentarz

Objawienie Pańskie 2022

Poszukiwanie… Może chodzi o odwagę, by tak jak mędrcy pragnąć widzieć szerzej i wyruszyć w drogę? Może o intuicję, że Bóg objawia się tym, którzy mają w sobie pasję poszukiwania… Objawia się tym, którzy potrafią zostawić siebie i być darem dla innych…
I przypomina mi się – znana pewnie wszystkim – legenda o czwartym królu… O spóźnionym „mędrcu”, który w drodze za „gwiazdą” rozdał dary przeznaczone dla Pana tym, którzy w danym momencie ich najbardziej potrzebowali… I gdy wydawało się, że celu nie osiągnął, że schodził z areny życia pokonany – jego „rozdane” dary zostały przyjęte przez Pana: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, cokolwiek uczyniłeś jednemu z tych braci najmniejszych, Mnie uczyniłeś…
Wielu szuka po omacku chcąc odnaleźć w Nim spełnienie, światło, prawdę o własnej godności… I wielu nie zdaje sobie sprawy, że On „objawia się” w drugim – w człowieku potrzebującym, czekającym na wyciągnięcie pomocnej dłoni, na uśmiech, na odwiedziny, na towarzyszenie po prostu…

On „objawia się” tym, którzy naprawdę szukają… Pamiętaj jednak, że „bycie poszukującym” jest tylko pewnym etapem życia a nie sposobem na życie… On naprawdę pozwala się znaleźć – także i poganom…

Dodaj komentarz

II niedziela po Narodzeniu Pańskim, rok C

Aż do znudzenia Kościół karmi nas w tym okresie Prologiem ewangelii Janowej (J 1,1-18) – i potrzeba dużo samozaparcia, by nie ulec pokusie wyłączenia wrażliwości na Słowo, by wyciągnąć z tego pięknego tekstu jakąś myśl, która ożywi relację z Bogiem…
Osobiście bardzo lubię podstawiać za „Logos-Słowo” inne równoznaczne pojęcia jak choćby „Mądrość” czy „Sens”…
O Bożej „Mądrości” mówi przecież dzisiejsze pierwsze czytanie niejako zachęcając do takiego właśnie odczytania Prologu: Na początku była Mądrość, a Mądrość była u Boga i Bogiem była Mądrość. Wszystko przez nią się stało, a bez niej nic się nie stało (…) Mądrość zamieszkała wśród ludzi, do swoich przyszła, a swoi jej nie przyjęli… Zachęcam, by kilka razy przeczytać sobie Prolog w ten właśnie sposób i dać Słowu szansę dotarcia do naszego wnętrza…
Pójdźmy dalej… Grecki „Logos”, jako pojęcie o niesamowicie wielkiej ilości znaczeń – można również przetłumaczyć jako: „Sens”… – wtedy pierwsze zdanie janowej ewangelii zabrzmi: Na początku był Sens, a Sens był u Boga i Bogiem był ów Sens. Wszystko przez niego się stało, bez niego nic się nie stało… A my ciągle narzekamy, że świat jest źle urządzony, że tyle w nim bezsensu?… Jan od razu dopowiada: Sens zamieszkał wśród ludzi, przyszedł do swoich, a swoi go nie przyjęli… – bo ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło…
Największy absurd ludzkości to chyba to, że człowiek, który został stworzony przez Boga z miłości i w pełni Bożego Sensu – od tej miłości ucieka by pogrążyć się w starotestamentowym „tohu-wa-bohu” – gdy ziemia była jeszcze „bezładem i pustkowiem” – by pogrążyć się w bezsensie i ciemności… Nie ma postawy bardziej irracjonalnej niż modelowanie swojego życia według założenia, że wszystko ma swój początek w jakimś pierwotnym bezsensie i ostatecznie do tego bezsensu zmierza…

Może dlatego właśnie potrzeba, by Słowo Bożej Miłości i Sensu naprawdę stało się Ciałem w moim życiu… By w moje życie, w którym tak wiele bezrozumu (nie przyjęli Mądrości), egoizmu (nie przyjęli Miłości), zakłamania i wzajemnej agresji (tohu-wa-bohu) – zstąpił sam Boski Logos, w którym świat został stworzony… Tylko On jest w stanie naprawić to, co człowiek popsuł i zamienił w bezład…

Wczoraj wspominaliśmy Maryję w tajemnicy Jej Bożego macierzyństwa – może to właśnie jest podpowiedź właściwej postawy?… Czy we mnie dokonuje się dziś Wcielenie? – na sposób duchowy co prawda, ale jednak… Czy Ten, który jest Słowem Ojca staje się we mnie ciałem?, czy On we mnie zamieszkał?…
Czy przyjmując tajemnicę Słowa, które stało się Ciałem, oddaję Mu swoje własne ciało, by mógł nadal mieszkać pośród ludzi? Czy oddaję Mu swoje dłonie, by pocieszał maluczkich i ubogich? Czy oddaję Mu swoje ramiona, by wspierał słabych? Czy oddaję Mu swój umysł, by myślał i planował w świetle Ewangelii?… I wreszcie – a może przede wszystkim – czy oddaję Mu swoje serce, by kochało i podejmowało decyzje zgodnie z Jego wolą?… To chyba właśnie znaczy pozwolić Słowu stać się Ciałem… we mnie…

Gdy czytam słowa Prologu, fascynuje mnie relacja pomiędzy Bogiem a człowiekiem… Tu nie ma ani „zlewania się” człowieczeństwa z Bogiem jak w innych religiach mistycznych, ani też zbytniego dystansowania się stworzenia od Boga jak w judaizmie czy islamie…
Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało… On, który jest Miłością, kieruje się jedynie miłością – i inne przypisywane Mu motywy są fałszywą projekcją…
To dlatego Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas… – niesamowicie piękny sposób zjednoczenia z Bogiem przy zachowaniu różnicy pomiędzy Stwórcą a stworzeniem… Dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi… Staliśmy się dziećmi Boga – w pełnym tego słowa znaczeniu…

Dodaj komentarz

błogosławieństwo noworoczne…

Niech cię Pan błogosławi i strzeże.
Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską.
Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem.

Błogosławieństwo bardzo osobiste – przekazał je sam Bóg…
I ta wspaniała intuicja, że o wiele lepiej jest dla każdego z nas, by to właśnie Bóg widział nas, niż my Jego.
Jeśli On nas widzi, to nie może się nam stać nic złego…

Dodaj komentarz