Archiwum dla Lipiec 2021

XVII niedziela zwykła, rok B

Rzekł do Filipa: „Gdzie kupimy chleba, aby oni się najedli?” A mówił to, wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co ma czynić… – zawsze zastanawiały mnie te słowa – o jaką próbę Mu chodzi i dlaczego wystawia na nią Filipa?
Czy to nie aby nawiązanie do kuszenia na pustyni?: jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem… – zaradź ich pragnieniu głodu… Z drugiej strony widzimy ewidentne nawiązuje do cudu Elizeusza (z I czyt.) i do Mojżesza prowadzącego Izraelitów przez pustynię do Ziemi Obiecanej [zbliżało się święto żydowskie, Pascha]… To On dziś prowadzi do Ziemi Obiecanej – do miejsca przebywania z kochającym Ojcem…
I jak dwa tysiące lat temu usiadł przed tłumem i mówił: żal mi tego ludu, chciałbym byście nie ustali w drodze i rozmnażał chleb – tak dziś – w tajemnicy Kościoła – dokonuje tego samego – siada przed nami mówiąc: chciałbym, byście nie ustali w drodze i rozmnaża chleb eucharystyczny, chleb umocnienia na drodze do Ziemi Obiecanej… Oto tajemnica Eucharystii…

I może w tej właśnie perspektywie należy spojrzeć na próbę, której zostaje poddany Filip: czy wiesz o co w tym chodzi?… – o co chodzi w cudzie rozmnożenia chleba – w cudzie eucharystii?…
A o co chodzi oprócz pokarmu? O błogosławienie Boga za Jego dary, czyli dziękczynienie oraz o włączenie w to dziękczynienie swojej własnej pracy – tego, co udało mi się osiągnąć dzięki Jego łasce…
W trakcie ofiarowania kapłan wypowiada piękne słowa – rzadko je słyszymy, bo bywają zwykle „zagłuszane” śpiewem: Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich; Tobie go przynosimy, aby stał się dla nas chlebem życia. I zaraz potem: Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy wino, które jest owocem winnego krzewu i pracy rąk ludzkich; Tobie je przynosimy, aby się stało dla nas napojem duchowym. „Błogosławiony jesteś Boże” – czyli dziękujemy Ci, za dary, które otrzymaliśmy dzięki Twojej hojności (owoc ziemi, owoc winnego krzewu). Ale równocześnie dziękujemy Ci za to, że te dary są również owocem pracy rąk ludzkich – naszej pracy…

Po pierwsze więc: „wkład własny”… (przez dwanaście lat pracy w Lublinie przy różnych projektach nauczyłem się czym jest „wkład własny”) – na eucharystię, z której czerpię duchowe dary i umacniam się w drodze do Królestwa nie mogę przyjść z pustymi rękami… Ja przychodzę z moim „wkładem własnym”, który składam na ołtarzu – owoc mojej pracy i zaangażowania – to wszystko co robię dla wspólnoty Kościoła, dla drugiego człowieka. Eucharystia nie gromadzi – przepraszam za wyrażenie – pasożytów. Eucharystia gromadzi tych, którzy potrafią się dzielić – warto o tym pamiętać, gdy przychodzę, by „uczestniczyć” we mszy św.

Po drugie: „dziękowanie” – za ów „wkład własny” – Eucharystia jest dziękczynieniem. Tymczasem bywa, że na mszę św. przychodzę z bagażem problemów, żali i pretensji do siebie, świata, i samego Boga. Opowiadam jaki to „nijaki” jestem, jakie to moje życie „bezsensowne i bezowocne” – podobnie jak Andrzej: lecz cóż to jest dla tak wielu? – niczym jest to, z czym przychodzę, to takie marne…
A On dziś mówi: Naprawdę wystarczy to, co masz… Podziękuj za to! Skończ się wreszcie użalać i zacznij się dzielić z innymi – podziękuj za każdy „wkład”, z którym przychodzisz – podziękuj za życie, zdrowie, rodzinę, pracę, za każde doświadczenie, nawet to trudne i niezrozumiałe… By zaradzić potrzebom drugiego człowieka nie potrzeba wiele – wystarczy, że zacznę się dzielić tym co mam. On w tajemnicy eucharystii – dziękczynienia – potrafi to przyjąć, pobłogosławić i sprawić, że będzie owocowało życiem – prawdziwym i pełnym sensu życiem…

Ale ta dzisiejsza ewangelia jest również jedną z piękniejszych definicji modlitwy… Jakże często prosimy Boga: uczyń to, zrób tamto, Panie Boże przecież bez tego nie da się żyć… Chcielibyśmy, by wkroczył w nasze życie i dokonał cudu…
A On zapyta: a gdzie twój wkład własny – creatio ex nihilo się skończyło – co dałeś od siebie, by stało się to, o co prosisz? Nie chce tworzyć czegoś z niczego – chce błogosławić i pomnażać to, co mu ofiaruję…
Jeśli o coś prosisz, On zapyta: dałeś z siebie wszystko? oddałeś te symboliczne „pięć chlebów i dwie ryby”?… Niezręcznością – żeby nie powiedzieć niegodziwością – byłoby prosić o pomoc nie dając nic z siebie – nie dając z siebie wszystkiego… On błogosławi i pomnaża tylko to, co dałem z siebie – oto tajemnica modlitwy i jej wysłuchania…
Pobłogosławi i rozmnoży moje wysiłki – a łaski będzie w nadmiarze…

Dodaj komentarz

XVI niedziela zwykła, rok B

Kontynuacja ewangelii z poprzedniej niedzieli i trzy elementy, które nadają realizmu działaniom duszpasterskim…

Po pierwsze, „przestrzeń wysłuchania” – gdzie głoszący będą mogli otworzyć swoje serce i opowiedzieć o swoich sukcesach i porażkach. Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali… – tydzień temu słyszeliśmy, że aby być rozesłanym trzeba być najpierw przywołanym. Dziś – przywołani i potem rozesłani – wracają do Jezusa, by podzielić się swoim doświadczeniem…
Bardzo łatwo w nawale zajęć duszpasterskich zapomnieć o Tym, który posłał i zacząć realizować swoją własną wizję. Dlatego też, do istoty pracy duszpasterskiej należy ciągłe powracanie do Chrystusa – rozmowa z nim o tym, co robiliśmy [modlitwa] i weryfikacja podejmowanych działań. To zbieranie w całość wszystkich działań, by zobaczyć ich sens, ucieszyć się sukcesami i nakreślić zaniedbania. To moment, by dostrzec swoją prawdziwą rolę…
Dziś też, opowiedzieć Chrystusowi znaczy opowiedzieć Kościołowi… W naszych klasztorach jest tradycją, że każde działanie duszpasterskie jest wykonywane w imieniu wspólnoty klasztornej i przed tą wspólnotą zdaje się na bieżąco relację ze swoich działań. Powracając więc z jakiejś pracy duszpasterskiej idę nie tylko do kaplicy by porozmawiać z Tym, który posłał, ale zasiadam również z braćmi, by opowiedzieć jak realizowałem misję… To wspólnota weryfikuje moje działania – bo z niej zostałem posłany…

Po drugie, możliwość odpoczynku: Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco (…) nawet na posiłek nie mieli czasu… Jesteśmy zwykłymi ludźmi nie robotami. Praca, by była wydajna, musi być dobrze zorganizowana. Odpoczynek i nabranie sił, to jeden z jej istotnych elementów…
Jezus dobrze o tym wie – być gorliwym i odpowiedzialnym wcale nie oznacza zapracowywania się na śmierć…
Ktoś kiedyś powiedział, że mąż dopóty kocha żonę, dopóki dostrzega jej zmęczenie – być może sprawdzianem prawdziwej miłości jest troska o odpoczynek osoby kochanej?
On potrafił troszczyć się o swoich apostołów – bo umiejętność odpoczywania i organizowania odpoczynku dla innych, to niesamowicie istotny element miłości bliźniego…

I po trzecie, gotowość – gdy zajdzie realna potrzeba – do rezygnacji: Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać…
Znów realizm ewangelii – mimo szczerych chęci i dobrej organizacji mogą się pojawiać sytuacje wyjątkowe… I nie chodzi tu o rezygnację z „prawa do odpoczynku” – to raczej zwrócenie uwagi, że sam odpoczynek nie może stać się dla człowieka bożkiem…
Należy planować – również i czas na odpoczynek – ale nie można być niewolnikiem tego planu – bywają sytuacje, które wymagają gotowości do rezygnacji…

To również ewangelia dla tych, którzy grzeszą pracoholizmem… Można być człowiekiem niesamowicie ciężko zapracowanym – ale jest to praca często nikomu niepotrzebna lub wykonywana nie wtedy, gdy trzeba… Przepracowanie, pracoholizm, nad-aktywizm, szukanie sobie zajęć zastępczych, można porównać z lenistwem… W wirze pracy zapominamy o tym co istotne: o relacjach z drugim człowiekiem, o budowaniu rodziny, o okazywaniu miłości, o zwykłym przebywaniu z drugim, uśmiechu, wyciągnięciu ręki… byciu dla…
Może stąd ta potrzeba realnego odpoczynku!!!…

Dodaj komentarz

XV niedziela zwykła, rok B

Ściśle określony plan działania – bo bez planu, bez jasno i precyzyjnie zakreślonego sposobu postępowania, wszystkie nasze działania duszpasterskie stają się kluczeniem po omacku i wymyślaniem zaangażowań zastępczych, które do niczego nie prowadzą…

Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch… – najpierw przywołał potem zaczął rozsyłać – nikt nie będzie dobrym apostołem jeśli wpierw nie doświadczy Jego bliskości. To Eucharystia jest tym momentem gdy przywołuje i zaraz potem rozsyła: zaprasza do stołu i po skończonej biesiadzie mówi: „Idźcie, jesteście posłani”: idźcie i sprawcie, by i inni poczuli się przywołani…
… po dwóch – w Kościele nie ma miejsca na samotne „rajdy” i akcje w pojedynkę. Św. Grzegorz Wielki w swojej homilii pisze: „Pan wysyła po dwóch uczniów z posługą przepowiadania, aby delikatnie nam uzmysłowić, iż ten, kto nie ma miłości bliźniego, żadną miarą nie powinien podejmować się obowiązku przepowiadania.”

Przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę… – narzędzia nie są przecież źródłem skuteczności głoszenia. Przestrzega przed przerostem formy nad treścią – ciągłe zabezpieczanie się, gromadzenie na boku, koncentrowanie sił na dodatkach, które wydają się niezbędne może sprawić, że zapomnimy, że głoszenie Słowa opiera się jedynie na mocy Bożej…

Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie… – Kościół w swej pracy misyjnej musi być zakorzeniony w codziennym życiu i środowisku.
Ewangelizacja zaczyna się od budowania domu, rodziny, wspólnoty – inwestowania w ludzi – to oni są „zapleczem”.

Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich… – raczej nie można podejrzewać Go o to, że chce powiedzieć: jeśli was nie przyjmą, to się obraźcie i „strzelcie focha”. On jest realistą i uczy realizmu swoich uczniów: macie być przygotowani na niepowodzenia – jedni ewangelię przyjmą, drudzy odrzucą. Ci jednak, którzy odrzucą powinni być świadomi tego, co robią. Ale jest to także w pewnym sensie ochrona dla uczniów – ewentualne pozostanie na miejscu może sprawić, że w celu pozyskania sobie słuchaczy i zwolenników zaczną ewangelię dostosowywać i przeinaczać…
A misją Kościoła jest przecież wzywanie do nawrócenia – to miłość odpowiedzialna – miłością nie jest „trwanie obok” i tolerowanie czy wręcz nawet akceptowanie słabości, grzechów i błądzenia w rozumieniu Prawdy. Miłością nie jest również ciągłe okazywanie życzliwości i uważanie by czasem nie urazić człowieka „inaczej myślącego i inaczej postępującego”. – To prosta droga do relatywizacji nauczania Pana.

Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali… – oto misja Kościoła: wzywać do nawrócenia, wyrzucać zło i iść do chorych. Kościół to nie instytucja, od której oczekuje się pewnych „usług” – to miejsce mojej odpowiedzialnej służby drugiemu człowiekowi…

Dodaj komentarz

XIV niedziela zwykła, rok B

Pamiętam jak kiedyś – jakieś dwadzieścia parę lat temu – rozmawiałem z mistrzem jogi, który próbował mnie przekonać, że źródła myśli czy filozofii chrześcijańskiej należy szukać w filozofii Dalekiego Wschodu. Dowodem miały być ewangelie, które nic nie wspominają o tym, czym zajmował się Jezus przez lata poprzedzające Jego nauczanie – a mogło to być ponad 15 lat Jego dorosłego życia. Stąd pojawiają się przypuszczenia, że wyruszył na wschód, do Indii, by tam szukać mądrości. Tenże mistrz jogi potrafił wskazać nawet elementy Jezusowego nauczania, które mogły by być zaczerpnięte z nauki dalekich mistrzów tybetańskich…
Dzisiejszy fragment ewangelii przeczy jednak takim hipotezom. Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? – zdziwienie mieszkańców Nazaretu świadczy raczej o tym, że sąsiedzi dobrze Go znali i że się z Nim spotykali – zapewne wiedzieli by o Jego podróżach… Znali Go jako cieślę – i to do tego stopnia, że nie byli w stanie przyjąć, że jest kimś więcej niż tylko zwykłym cieślą…

Ta znajomość stała się jednak dla nich swego rodzaju przeszkodą – nie byli w stanie przyjąć tego, co głosił – Jego słowo nie było w stanie ich zaskoczyć…
I jest to chyba przestroga przed „oswojeniem się z Jezusem” – to mocne słowo dla nas księży (to my sami przecież często powtarzamy, że najtrudniej nawrócić księdza) – to ksiądz często „oswaja się z Jezusem”, poklepuje Go po ramieniu i wewnątrz serca mówi: „spoko, jesteśmy w tej samej branży i wiemy o co chodzi”. A wyuczona wiedza teologiczna dodatkowo staje się filtrem, który nie dopuszcza, by Słowo mnie zaskoczyło i dotknęło serca…
Ale jest to również przestroga dla wiernych – przestroga przed zbytnią poufałością w Kościele. I nie chcę tu, broń Boże, nawoływać do dystansu wobec księży – ale „ksiądz w rodzinie”, „mocne – takie od podszewki – zaangażowanie w duszpasterstwo”, „bliska znajomość czy przyjaźń z funkcjonariuszem Kościoła”, itd. itp. – może stać się również przeszkodą w słuchaniu żywego słowa Bożego. To Słowo już nie zaskoczy: „my przecież wiemy jak to jest…”
Ale w tej ewangelii jest coś jeszcze – mieszkańcy Nazaretu pobiegli do synagogi by posłuchać ziomka. Prawdopodobnie, ze względu na znajomości liczyli na program specjalny, może nadzwyczajne cuda… Tymczasem On zaczął im tłumaczyć o co chodzi w Słowie, które znają… Pojawiło się zniecierpliwienie i oburzenie: jakim prawem tak się wymądrza! kimże On jest?! przecież Go dobrze znamy!… Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. (…) Dziwił się też ich niedowiarstwu.

I coś, co jest niezwykle bolesne w tej ewangelii – źródłem wątpliwości i zamknięcia się na moc Słowa jest „rodzina Jezusa”… Skąd On to ma?… Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim… – konkretne osoby, wymienione z imienia, stają się paradoksalnie powodem wątpliwości…
Może warto więc pomyśleć o Kościele jak o „rodzinie Jezusa” – o konkretnych Jego członkach, znanych z imienia. Może właśnie ta rodzina jest źródłem wątpliwości i nieotwierania się na moc Słowa. Może anty-świadectwo lub brak tego świadectwa sprawia, że ci, którym głosi się ewangelię, nie są w stanie się na nią otworzyć… Może to ja właśnie jestem powodem tego, że inni nie dają się Słowu zaskoczyć!!!

I nadzieja: Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał – On się nie załamał – szedł dalej i głosił…

Dodaj komentarz