Archiwum dla Marzec 2024

Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego 2024 – życzenia

Dodaj komentarz

Wigilia Paschalna, rok B

Homilia wygłoszona w Sanktuarium Matki Bożej Boreckiej podczas Wigilii Paschalnej – 30 marca 2024 r.

Dodaj komentarz

VI niedziela wielkiego postu, rok B

Łatwo świętować stojąc w tłumie wiwatujących Hosanna Synowi Dawida… Gorzej, gdy odkrywamy swoje miejsce w tłumie skandujących Na krzyż z Nim! I na nic się przydadzą protesty, że mnie to nie dotyczy… Wysokiej Radzie też nikt nie zarzuca braku gorliwości i religijności…
Za każdym razem, gdy instrumentalnie traktuję Pismo Święte; za każdym razem, gdy instrumentalnie traktuję samego Boga; gdy gotów jestem podważyć, ośmieszyć, zdewaluować, usunąć, a nawet zniszczyć wszystko, co sprzeciwia się mojemu pomysłowi na „prawdziwą religijność” – stoję w tłumie skandujących: ukrzyżuj Go!…

I to napięcie pomiędzy wyznaniem miłości a zdradą…
Z jednej strony kobieta z alabastrowym flakonikiem prawdziwego olejku nardowego, bardzo drogiego. Która rozbiła flakonik i wylała Mu olejek na głowę… Jezus nie potępia prawdziwej miłości – nawet jeśli wyraża się ona w szalonych gestach… Sam drogocenny olejek staje się symbolem tego, co możemy i co powinniśmy dać Bogu… Nie wolno żałować Bogu siebie – nie wolno oddawać Mu tylko tego, co tanie, tego, co mnie nic nie kosztuje… Kochającemu i kochanemu Bogu należy dawać z siebie to, co mam najlepszego… Dlaczego? Bo i On sam dał nam pierwszy to, co najlepsze – dał nam samego siebie – całego siebie (!!!)…
I z drugiej strony zdrada Judasza, ale i samego Piotra… I pewien szczegół: gdy Jezus zapowiedział Jeden z was Mnie zdradzi. Zaczęli się smucić i pytać jeden po drugim: Czyżbym ja?… Każdy z nich czuł w sercu, że zapowiedź zdrady może odnosić się właśnie do niego… Trzy lata wspólnego wędrowania obnażyły ich słabości – byli coraz bardziej świadomi swoich ciemnych stron… Czuli, że każdy z nich może zdradzić… I zdradzili – gdy uciekli spod krzyża…
I przypomina mi się od razu pewna indiańska anegdota o dwóch wilkach, które toczą walkę w każdym człowieku – a zwycięża ten, którego karmię… Pewnie w każdym z nas jest na swój sposób zdrajca, który nie potrafi do końca zaufać Jezusowi czy Kościołowi… Jeśli będę go karmił swoimi rozczarowaniami – on zwycięży… Tak stało się przecież z Judaszem i Piotrem – obaj karmili swoje ciche niezadowolenie…

No i jeszcze ten Barabasz – po aramejsku – „syn ojca”… Prawdziwy Syn Ojca – mimo swej niewinności zostaje skazany na śmierć… A człowiek winny buntu – antyteza prawdziwego synostwa – odchodzi wolny…
Jakże łatwo przyłączyć się do buntownika… Jakże łatwo zdradzić swoje prawdziwe synostwo…

Dodaj komentarz

V niedziela wielkiego postu, rok B

Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy… – i to oni właśnie szukają Jezusa… Szukają dojścia do Niego przez Jego uczniów – szukają protekcji – przecież to ktoś ważny…
Grecy to nie tylko cudzoziemcy i poganie – to obznajomieni z mądrością tego świata filozofowie i mędrcy… Jakże łatwo można skojarzyć tę scenę z Mędrcami ze wschodu, którzy 30 lat wcześniej przybyli, by oddać pokłon Nowonarodzonemu Królowi… A teraz właśnie nadeszła godzina, aby został uwielbiony – nadeszła godzina gdy przyciągnie wszystkich do siebie…
I jakie musi być ich zaskoczenie, gdy słyszą: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity… Nie o takie przecież wywyższenie przybywającym chyba chodziło… Nie o takie uwielbienie…

Ale to Grecy właśnie – ci obznajomieni z mądrością tego świata – zachęcają nas dziś, by użyć rozumu i zadać sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego wywyższenie na krzyżu? Dlaczego śmierć? Czy to wszystko było konieczne? Czy nie dało się inaczej?…
I chyba nie przypadkowo – to dziś właśnie – zasłania się krzyże… Nasza pobożność w okresie Wielkiego Postu – przy akompaniamencie nabożeństw pasyjnych (Drogi Krzyżowej i Gorzkich Żali) – skupia się zwykle na uczuciach i emocjach związanych z męką i śmiercią Pana Jezusa… Staramy się wzbudzać w sobie żal za grzechy i upadki, które doprowadziły do Tajemnicy Krzyża… Zwykle sprowadza się to jednak tylko do „wewnętrznego płaczu i zawodzenia” nad cierpieniem jakie człowiek zadał kochającemu Bogu…
I zapominamy, że Jezus na swej drodze krzyżowej zwrócił uwagę płaczącym niewiastom, że nie chce i nie potrzebuje sentymentalnych łez; zawodzenia i biadolenia; a nawet zwykłego wzruszenia z powodu Jego męki i samej śmierci…
Tym gestem zasłonięcia krzyża wyrażamy potrzebę zasłonięcia męki i śmierci, by nie skupiać się na samym krzyżu ale pójść głębiej… Bo dopiero wtedy gdy zaczniemy dążyć do źródła zrozumiemy, że sama męka i śmierć [jakże ważne w wymiarze odkupienia] są rzeczywistością wtórną… Że są konsekwencją czegoś o wiele bardziej pierwotnego… Że są konsekwencją samej miłości Boga… Że On tak nas kocha, że robi wszystko, by położyć pomost nad przepaścią pomiędzy Nim a nami, którą stworzył grzech – tym pomostem jest Krzyż… Robi wszystko, aby obdarzyć nas szczęściem życia razem z Nim…

W skarbcu lubelskiego klasztoru dominikanów (kiedyś w zakrystii) wisi piękna figura Chrystusa ukrzyżowanego na palmie…
Ukrzyżowany na palmie – rajskim Drzewie Życia – chce nam powiedzieć, że Krzyż nie jest znakiem śmierci tylko życia… i że owo życie – a nie śmierć – ciągle nam daje…
Co więcej, Krzyż objawia niesamowitą wartość mojego życia – to przecież cena, którą za moje życie wyznaczyła mi miłość Ojca… Mógł nas zbawić i obdarzyć prawdziwym życiem w inny sposób – nie zrobił tego jednak… Moje życie ma wartość śmierci Boga na krzyżu!!!… Tak niesamowita i wielka jest Jego Miłość!!!…

Dodaj komentarz

IV niedziela wielkiego postu, rok B

Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego… Przyznaję, że przez długie lata nie wiedziałem o co, w tym fragmencie Ewangelii, chodzi…
Mojżesz zrobił miedzianego węża po to, by ukąszeni przez węże na pustyni mogli na niego spojrzeć i wyzdrowieć… Kojarzyło mi się to zawsze z jakimś magicznym rytuałem… Dlaczego więc do takiego magicznego rytuału miałoby się sprowadzić Krzyż Chrystusa?… Czyli: podobnie jak przed jadem węża chronił wąż, tak przed jadem śmierci ma chronić śmierć – śmierć Chrystusa…
Niezrozumienie potęguje jeszcze fakt, że sam wąż w Piśmie św. nie jest jedynie symbolem mądrości – podobnie jak w naszej kulturze sowa… Od Księgi Rodzaju, wąż jest również synonimem przebiegłości szatana – to on przecież miał swój udział w pojawieniu się grzechu pierworodnego… Dlaczego więc symbol przebiegłości szatana ma być uzdrawiający?… I dlaczego taki magiczny rytuał przywołuje w swoim nauczaniu sam Jezus?… Co więcej – sam chce brać udział w tym rytuale zachęcając, by i Jego również wywyższono jak węża…

Poza tym, taki sposób „leczenia” bardzo mocno kojarzy mi się z formułą stosowaną w homeopatii (z gr. homoios – podobny; pathos – cierpienie)… – „podobne należy leczyć podobnym”… Jak przed jadem węża chronił wąż – tak przed jadem śmierci ma chronić śmierć Chrystusa – „podobne leczymy podobnym”…
Ta formuła przeczy jednak formule lekarskiej znanej od Hipokratesa, że „przeciwne leczy się przeciwnym”… A logika „podobne podobnym” może prowadzić na manowce – bo podpowiada, że brak miłości i nienawiść możemy uleczyć również brakiem miłości i nienawiścią…

Potrzeba więc trochę wysiłku, by zrozumieć, że nie o magię „prawa podobieństw” tu chodzi… Że tajemnica wywyższenia Syna Człowieczego i tajemnica Krzyża, to nie tajemnica śmierci, a życia właśnie!!! Że w krzyżu objawia się niesamowita prawda o Bożej miłości… Że jedynie totalna miłość, taka do końca, jest w stanie przezwyciężyć to, co jest jej zaprzeczeniem – nienawiść i zawiść diabła…
W czwartek obchodziliśmy 750. rocznicę śmierci św. Tomasza z Akwinu… To on bardzo mocno starał się wpoić chrześcijanom prawdę, że „zło jest brakiem dobra”… Bardziej pierwotne i realne jest dobro – zło to jedynie „osłabienie dobra”, czy po prostu „nieczynienie (brak) dobra”… Walka ze złem więc – to walka o dobro i naprawianie dobra… Walka chrześcijan ze złem polega na naprawianiu a nie na niszczeniu – na pielęgnowaniu dobra a nie niszczeniu tego, co zasadniczo i tak nie ma samoistnego istnienia… Najlepszym więc sposobem walki ze złem jest umacnianie dobra, które się pod nim kryje – zawstydzenie zła dobrem!!!
Dlatego Jezus zachęca: spójrz na krzyż z taką ufnością, jak kiedyś Izraelici spoglądali na miedzianego węża… Bo krzyżu zawiera się prawda o Mojej miłości… Spójrz! i przyjmij tę miłość… Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu…

Ale jest w tej ewangelii również przestroga: …a kto nie wierzy, już został potępiony… Człowiekowi zakażonemu jadem nienawiści trudno uwierzyć, że lekarstwo miłości krzyża działa… Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione.
Kto – jednak – spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła… Tylko stanięcie w świetle prawdy o własnym grzechu pychy, egoizmu, narcyzmu i pożądania pozawala na jego uleczenie… Tylko to, co mu wyznam – patrząc w oczy pełne miłości – zostanie uleczone…

Dodaj komentarz

III niedziela wielkiego postu, rok B

Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli – wyprowadziłem i będę wyprowadzał z każdego twojego zniewolenia… Dlaczego? Bo chcę byś był człowiekiem wolnym – bo tylko wtedy, gdy będziesz wolny, będziesz mógł „kochać”… Pragnę przecież twej miłości i uczynię wszystko byś był w stanie odpowiadać swoją miłością na Moją miłość…
A jeśli odpowiesz swoją miłością na Moją miłość: to uznasz, że jestem jedyny, to będziesz szanował Moje Imię, to poświęcisz Mi trochę czasu, to ze względu na Mnie będziesz traktował poważnie i z szacunkiem swoich rodziców, i będziesz traktował poważnie i z szacunkiem również siebie i innych – kocham przecież wszystkich; nie będziesz iluzji miłości i uprzedmiotowienia siebie lub innych nazywał miłością – to przecież znaczy nie cudzołóż; nie będziesz kradł, kłamał oszukiwał,… itd, itp… Oto Prawo Miłości. Oto Dekalog…
Przez wzgląd na Jego bezinteresowną i uprzednią miłość mogę pokochać samego siebie i drugiego – bo Bóg kocha przecież każdego…
Bywa jednak, że nie rozumiem czym jest prawdziwa miłość – wolę uprawiać handel: dzięki Ci Panie Boże za to, co już mi „załatwiłeś” – ale potrzebne mi jeszcze tamto… załatw proszę to, a będę się więcej modlił, pójdę na mszę, może nawet do spowiedzi… ofiarowałem Ci Panie to i tamto, nawet mszę św. zamówiłem – musisz mi to załatwić – nie bądź bezduszny… bo się obrażę… Wszyscy znają choćby tzw. „pobożność sesyjną” u studentów…

Pamiętam jak jedna z dziewczyn w duszpasterstwie młodzieży (jeszcze gdańskim) tłumaczyła mi, że nie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia… Widząc moje zdziwienie dopowiedziała: „od pierwszego wejrzenia nie da się ocenić zawartości portfela”…
Czasami tak właśnie wygląda moja relacja z Bogiem – ciągle grzebię mu w portfelu i sprawdzam, co będę z tego miał…
A wiara przecież, nie polega na grzebaniu w portfelu Pana Boga i sprawdzaniu: co i za co może mi dać… Spotkanie z Bogiem to nie plac targowy, to nie prowadzone z Nim gorączkowo interesy – choćby tylko małe…

Niewątpliwie fragment z Księgi Wyjścia o przykazaniach jest wspaniałym komentarzem do dzisiejszej ewangelii… To Dekalog podpowiada, że relacja Bóg-człowiek, to relacja prawdziwej i bezinteresownej miłości… A my: albo ulegamy chwilowym zauroczeniom, albo posługując się współczesnym językiem komunikowania – językiem ekonomii – próbujemy uprawiać z Bogiem handel… A wtedy moje spotkanie z Bogiem zamienia się w plac targowy…

Dzisiejsza ewangelia mówi o świątyni ciała samego Chrystusa – czyli o Kościele… Ale mówi również o świątyni mojego życia…
To moje życie ma być świątynią obecności Ducha Świętego… Ma być świątynią świętą i nieskalaną, miejscem spotkania z Bogiem dla innych…
To prawda, że ewangelia mówi o oczyszczeniu mojego życia z tego co przyziemne (woły), potulne i zgadzające się na wszystko (baranki) oraz płochliwe (gołębie)… o powywracaniu tego, co kolaborujące z „panem tego świata” (stoły bankierów)… Ale ona mówi przede wszystkim o uporządkowaniu „dziedzińca” tej świątyni – by inni mogli również tam wejść…
Jezusa nie tyle zdenerwował sam handel na terenie świątyni – w końcu to była wielka pomoc dla pielgrzymów… To tu mogli zakupić zwierzęta na ofiarę – a nie ciągnąć ich z daleka; i tu mogli również wymienić pieniądze okupanta na monetę, którą można było opłacić podatek świątynny… Jezusa zdenerwowało przede wszystkim to, że ten handel był prowadzony na dziedzińcu pogan… Żydzi zawłaszczyli sobie miejsce gdzie nieznający jeszcze Boga mogli wejść aby Mu się pokłonić…
Warto więc zrobić sobie dziś rachunek sumienia: czy aby jak Żydzi, nie blokuję innym przystępu do Boga… Czy swoim anty-świadectwem i fałszowaniem obrazu Boga nie staję na przeszkodzie tym, którzy ten obraz dopiero co odkrywają…
Spraw Panie, bym swoim życiem nie blokował innym przystępu do Boga… Bym zrobił im miejsce na spotkanie z Tobą… Bym swoim anty-świadectwem miłości interesownej nie odpychał innych od prawdziwej miłości Boga…

Dodaj komentarz