II niedziela po Narodzeniu Pańskim, rok C

Aż do znudzenia Kościół karmi nas w tym okresie Prologiem ewangelii Janowej (J 1,1-18) – i potrzeba dużo samozaparcia, by nie ulec pokusie wyłączenia wrażliwości na Słowo, by wyciągnąć z tego pięknego tekstu jakąś myśl, która ożywi relację z Bogiem…
Osobiście bardzo lubię podstawiać za „Logos-Słowo” inne równoznaczne pojęcia jak choćby „Mądrość” czy „Sens”…
O Bożej „Mądrości” mówi przecież dzisiejsze pierwsze czytanie niejako zachęcając do takiego właśnie odczytania Prologu: Na początku była Mądrość, a Mądrość była u Boga i Bogiem była Mądrość. Wszystko przez nią się stało, a bez niej nic się nie stało (…) Mądrość zamieszkała wśród ludzi, do swoich przyszła, a swoi jej nie przyjęli… Zachęcam, by kilka razy przeczytać sobie Prolog w ten właśnie sposób i dać Słowu szansę dotarcia do naszego wnętrza…
Pójdźmy dalej… Grecki „Logos”, jako pojęcie o niesamowicie wielkiej ilości znaczeń – można również przetłumaczyć jako: „Sens”… – wtedy pierwsze zdanie janowej ewangelii zabrzmi: Na początku był Sens, a Sens był u Boga i Bogiem był ów Sens. Wszystko przez niego się stało, bez niego nic się nie stało… A my ciągle narzekamy, że świat jest źle urządzony, że tyle w nim bezsensu?… Jan od razu dopowiada: Sens zamieszkał wśród ludzi, przyszedł do swoich, a swoi go nie przyjęli… – bo ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło…
Największy absurd ludzkości to chyba to, że człowiek, który został stworzony przez Boga z miłości i w pełni Bożego Sensu – od tej miłości ucieka by pogrążyć się w starotestamentowym „tohu-wa-bohu” – gdy ziemia była jeszcze „bezładem i pustkowiem” – by pogrążyć się w bezsensie i ciemności… Nie ma postawy bardziej irracjonalnej niż modelowanie swojego życia według założenia, że wszystko ma swój początek w jakimś pierwotnym bezsensie i ostatecznie do tego bezsensu zmierza…

Może dlatego właśnie potrzeba, by Słowo Bożej Miłości i Sensu naprawdę stało się Ciałem w moim życiu… By w moje życie, w którym tak wiele bezrozumu (nie przyjęli Mądrości), egoizmu (nie przyjęli Miłości), zakłamania i wzajemnej agresji (tohu-wa-bohu) – zstąpił sam Boski Logos, w którym świat został stworzony… Tylko On jest w stanie naprawić to, co człowiek popsuł i zamienił w bezład…

Wczoraj wspominaliśmy Maryję w tajemnicy Jej Bożego macierzyństwa – może to właśnie jest podpowiedź właściwej postawy?… Czy we mnie dokonuje się dziś Wcielenie? – na sposób duchowy co prawda, ale jednak… Czy Ten, który jest Słowem Ojca staje się we mnie ciałem?, czy On we mnie zamieszkał?…
Czy przyjmując tajemnicę Słowa, które stało się Ciałem, oddaję Mu swoje własne ciało, by mógł nadal mieszkać pośród ludzi? Czy oddaję Mu swoje dłonie, by pocieszał maluczkich i ubogich? Czy oddaję Mu swoje ramiona, by wspierał słabych? Czy oddaję Mu swój umysł, by myślał i planował w świetle Ewangelii?… I wreszcie – a może przede wszystkim – czy oddaję Mu swoje serce, by kochało i podejmowało decyzje zgodnie z Jego wolą?… To chyba właśnie znaczy pozwolić Słowu stać się Ciałem… we mnie…

Gdy czytam słowa Prologu, fascynuje mnie relacja pomiędzy Bogiem a człowiekiem… Tu nie ma ani „zlewania się” człowieczeństwa z Bogiem jak w innych religiach mistycznych, ani też zbytniego dystansowania się stworzenia od Boga jak w judaizmie czy islamie…
Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało… On, który jest Miłością, kieruje się jedynie miłością – i inne przypisywane Mu motywy są fałszywą projekcją…
To dlatego Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas… – niesamowicie piękny sposób zjednoczenia z Bogiem przy zachowaniu różnicy pomiędzy Stwórcą a stworzeniem… Dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi… Staliśmy się dziećmi Boga – w pełnym tego słowa znaczeniu…

  1. Dodaj komentarz

Dodaj komentarz