XIV niedziela zwykła, rok B

Pamiętam jak kiedyś – jakieś dwadzieścia parę lat temu – rozmawiałem z mistrzem jogi, który próbował mnie przekonać, że źródła myśli czy filozofii chrześcijańskiej należy szukać w filozofii Dalekiego Wschodu. Dowodem miały być ewangelie, które nic nie wspominają o tym, czym zajmował się Jezus przez lata poprzedzające Jego nauczanie – a mogło to być ponad 15 lat Jego dorosłego życia. Stąd pojawiają się przypuszczenia, że wyruszył na wschód, do Indii, by tam szukać mądrości. Tenże mistrz jogi potrafił wskazać nawet elementy Jezusowego nauczania, które mogły by być zaczerpnięte z nauki dalekich mistrzów tybetańskich…
Dzisiejszy fragment ewangelii przeczy jednak takim hipotezom. Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? – zdziwienie mieszkańców Nazaretu świadczy raczej o tym, że sąsiedzi dobrze Go znali i że się z Nim spotykali – zapewne wiedzieli by o Jego podróżach… Znali Go jako cieślę – i to do tego stopnia, że nie byli w stanie przyjąć, że jest kimś więcej niż tylko zwykłym cieślą…

Ta znajomość stała się jednak dla nich swego rodzaju przeszkodą – nie byli w stanie przyjąć tego, co głosił – Jego słowo nie było w stanie ich zaskoczyć…
I jest to chyba przestroga przed „oswojeniem się z Jezusem” – to mocne słowo dla nas księży (to my sami przecież często powtarzamy, że najtrudniej nawrócić księdza) – to ksiądz często „oswaja się z Jezusem”, poklepuje Go po ramieniu i wewnątrz serca mówi: „spoko, jesteśmy w tej samej branży i wiemy o co chodzi”. A wyuczona wiedza teologiczna dodatkowo staje się filtrem, który nie dopuszcza, by Słowo mnie zaskoczyło i dotknęło serca…
Ale jest to również przestroga dla wiernych – przestroga przed zbytnią poufałością w Kościele. I nie chcę tu, broń Boże, nawoływać do dystansu wobec księży – ale „ksiądz w rodzinie”, „mocne – takie od podszewki – zaangażowanie w duszpasterstwo”, „bliska znajomość czy przyjaźń z funkcjonariuszem Kościoła”, itd. itp. – może stać się również przeszkodą w słuchaniu żywego słowa Bożego. To Słowo już nie zaskoczy: „my przecież wiemy jak to jest…”
Ale w tej ewangelii jest coś jeszcze – mieszkańcy Nazaretu pobiegli do synagogi by posłuchać ziomka. Prawdopodobnie, ze względu na znajomości liczyli na program specjalny, może nadzwyczajne cuda… Tymczasem On zaczął im tłumaczyć o co chodzi w Słowie, które znają… Pojawiło się zniecierpliwienie i oburzenie: jakim prawem tak się wymądrza! kimże On jest?! przecież Go dobrze znamy!… Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. (…) Dziwił się też ich niedowiarstwu.

I coś, co jest niezwykle bolesne w tej ewangelii – źródłem wątpliwości i zamknięcia się na moc Słowa jest „rodzina Jezusa”… Skąd On to ma?… Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim… – konkretne osoby, wymienione z imienia, stają się paradoksalnie powodem wątpliwości…
Może warto więc pomyśleć o Kościele jak o „rodzinie Jezusa” – o konkretnych Jego członkach, znanych z imienia. Może właśnie ta rodzina jest źródłem wątpliwości i nieotwierania się na moc Słowa. Może anty-świadectwo lub brak tego świadectwa sprawia, że ci, którym głosi się ewangelię, nie są w stanie się na nią otworzyć… Może to ja właśnie jestem powodem tego, że inni nie dają się Słowu zaskoczyć!!!

I nadzieja: Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał – On się nie załamał – szedł dalej i głosił…

  1. Dodaj komentarz

Dodaj komentarz