V niedziela wielkiego postu, rok B

Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy… – i to oni właśnie szukają Jezusa… Szukają dojścia do Niego przez Jego uczniów – szukają protekcji – przecież to ktoś ważny…
Grecy to nie tylko cudzoziemcy i poganie – to obznajomieni z mądrością tego świata filozofowie i mędrcy… Jakże łatwo można skojarzyć tę scenę z Mędrcami ze wschodu, którzy 30 lat wcześniej przybyli, by oddać pokłon Nowonarodzonemu Królowi… A teraz właśnie nadeszła godzina, aby został uwielbiony – nadeszła godzina gdy przyciągnie wszystkich do siebie…
I jakie musi być ich zaskoczenie, gdy słyszą: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity… Nie o takie przecież wywyższenie przybywającym chyba chodziło… Nie o takie uwielbienie…

Ale to Grecy właśnie – ci obznajomieni z mądrością tego świata – zachęcają nas dziś, by użyć rozumu i zadać sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego wywyższenie na krzyżu? Dlaczego śmierć? Czy to wszystko było konieczne? Czy nie dało się inaczej?…
I chyba nie przypadkowo – to dziś właśnie – zasłania się krzyże… Nasza pobożność w okresie Wielkiego Postu – przy akompaniamencie nabożeństw pasyjnych (Drogi Krzyżowej i Gorzkich Żali) – skupia się zwykle na uczuciach i emocjach związanych z męką i śmiercią Pana Jezusa… Staramy się wzbudzać w sobie żal za grzechy i upadki, które doprowadziły do Tajemnicy Krzyża… Zwykle sprowadza się to jednak tylko do „wewnętrznego płaczu i zawodzenia” nad cierpieniem jakie człowiek zadał kochającemu Bogu…
I zapominamy, że Jezus na swej drodze krzyżowej zwrócił uwagę płaczącym niewiastom, że nie chce i nie potrzebuje sentymentalnych łez; zawodzenia i biadolenia; a nawet zwykłego wzruszenia z powodu Jego męki i samej śmierci…
Tym gestem zasłonięcia krzyża wyrażamy potrzebę zasłonięcia męki i śmierci, by nie skupiać się na samym krzyżu ale pójść głębiej… Bo dopiero wtedy gdy zaczniemy dążyć do źródła zrozumiemy, że sama męka i śmierć [jakże ważne w wymiarze odkupienia] są rzeczywistością wtórną… Że są konsekwencją czegoś o wiele bardziej pierwotnego… Że są konsekwencją samej miłości Boga… Że On tak nas kocha, że robi wszystko, by położyć pomost nad przepaścią pomiędzy Nim a nami, którą stworzył grzech – tym pomostem jest Krzyż… Robi wszystko, aby obdarzyć nas szczęściem życia razem z Nim…

W skarbcu lubelskiego klasztoru dominikanów (kiedyś w zakrystii) wisi piękna figura Chrystusa ukrzyżowanego na palmie…
Ukrzyżowany na palmie – rajskim Drzewie Życia – chce nam powiedzieć, że Krzyż nie jest znakiem śmierci tylko życia… i że owo życie – a nie śmierć – ciągle nam daje…
Co więcej, Krzyż objawia niesamowitą wartość mojego życia – to przecież cena, którą za moje życie wyznaczyła mi miłość Ojca… Mógł nas zbawić i obdarzyć prawdziwym życiem w inny sposób – nie zrobił tego jednak… Moje życie ma wartość śmierci Boga na krzyżu!!!… Tak niesamowita i wielka jest Jego Miłość!!!…

  1. Dodaj komentarz

Dodaj komentarz