IV niedziela wielkanocna, rok A

Ja jestem bramą owiec… – niedziela Dobrego Pasterza a On mówi nie tyle, że jest dobrym Pasterzem – a Bramą Owiec… To reakcja na krzywdę człowieka i postawienie się w opozycji do pasterzy Izraela… Stąd nie tylko „Pasterz” – ale i „Brama”, i „chęć dawania owcom życia w obfitości”…
Całą mowę o Pasterzu/Bramie poprzedza dość długi opis uzdrowienia niewidomego od urodzenia (J 9,1-41) – w którym widzimy pełnych złego nastawienia do człowieka faryzeuszy… Nie akceptują działania Jezusa, bo nie akceptują człowieka… Po uzdrowieniu prowadzą śledztwo: czy rzeczywiście był niewidomy od urodzenia; kto mu przywrócił wzrok i jak się to stało; wzywają nawet rodziców dorosłego już człowieka na świadków… Do tego należy dodać zastraszenie – wszyscy wiedzą, że kto uwierzy w Jezusa zostanie wykluczony z Synagogi… Sam uzdrowiony musi się gęsto tłumaczyć – w końcu zostaje zelżony i poniżony – jako ten, który się w grzechach cały urodził…
To dlatego Jezus widząc złych pasterzy – pasterzy, którzy nie dbają o człowieka, którzy pozbawiają go życia i wiary mówi, że pasterz to coś więcej… Stąd: Ja jestem bramą owiec… Ja się nie wdzieram bokiem, ja wchodzę przez bramę… Ba, sam jestem Bramą… Każdy kto przejdzie przeze mnie otrzyma życie i to w obfitości…

Zasadniczo dobrze wiemy, co Jezus chce powiedzieć Kościołowi, gdy nazywa siebie Pasterzem i Bramą… i jakie wymagania stawia funkcjonariuszom Kościoła, czyli swoim następcom (pasterzom):
Pasterz ma być gotowym, by oddać życie za owce; znać je i sprawić, by i one również dobrze znały pasterza…
I tu istotna uwaga !!! – katecheza o dobrym Pasterzu – to również katecheza o dobrej owcy… Dobra owca ma słuchać głosu pasterza – znać jego głos, jego śpiew, intonację… Być dobrą owcą, to słuchać codziennie Jego głosu – wiara rodzi się ze słuchania: Szema Izrael…

Trzy tygodnie temu, podczas homilii w Wielki Czwartek nawiązałem do uczenia się „dobrego pasterzowania” od psa pasterskiego – wszak należę do Domini Canes, czyli Pańskich Psów…
Pies, będąc najlepszym przyjacielem człowieka, ciągle mu towarzyszy, nie szuka wygody i nie ucieka… Dobry duszpasterz więc potrafi towarzyszyć człowiekowi we wszystkich jego troskach, problemach i doświadczeniach – nie ucieka od nich, nie szuka wygody – potrafi towarzyszyć szczególnie tym, którzy upadają…
Ale rolą psa pasterskiego jest również ostrzeganie i obrona… Stąd właśnie dobry duszpasterz ostrzega przed spłycaniem, banalizowaniem i rozmywaniem prawd wiary… Broniąc wiary – broni człowieka – stoi na straży nauczania Kościoła i broni człowieka mocą sakramentów Kościoła…
Gdy myślę więc o pasterzowaniu – przyglądam się psom pasterskim… i od nich się uczę…

I dlatego nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał dziś o niesamowitym Pasterzu – papieżu Piusie V (gdyby nie niedziela, dziś właśnie wspominalibyśmy go w Liturgii)… Niesamowicie piękna postać i jeden z moich ulubionych świętych dominikańskich…
Pius V najbardziej znany jest chyba ze święta Matki Bożej Różańcowej – które ustanowił na pamiątkę zwycięstwa zjednoczonej floty chrześcijańskiej nad Turkami Osmańskimi w jednej z najkrwawszych bitew morskich w roku 1571… Jego pontyfikat to też początek białej sutanny papieży…
Chcę go wspomnieć, bo jako Pasterz wyróżniał się niesamowitą gorliwością – bardzo szybko został mianowany inkwizytorem… Jako inkwizytor – po śmierci papieża Piusa IV – zostaje wybrany papieżem… Natychmiast przystępuje do wprowadzania w życie uchwał zakończonego trzy lata wcześniej Soboru Trydenckiego…:
Urzędy kościelne powierza tylko najgodniejszym – stanowczo odrzucał względy rodzinne, dyplomatyczne czy też polityczne – totalna zmiana w sposobie zarządzania Kościołem… Wprowadził zakaz opuszczania na dłuższy czas diecezji przez biskupów i parafii przez proboszczów; nakazał też biskupom odbywanie regularnych wizytacji parafii… Wystąpił stanowczo przeciwko inkwizycji hiszpańskiej – sam będąc wcześniej inkwizytorem – wiedział, że inkwizycja hiszpańska nie miała nic wspólnego z obroną wiary, a służyła wyłącznie celom politycznym króla Filipa II.
Tak wspaniały Pasterz nie mógł mieć jednak tylko samych zwolenników… Było wielu, którym nie podobały się „rządy i reformy” Piusa. Legenda mówi – a w każdej legendzie jest ziarno prawdy – że Pius miał zwyczaj przed udaniem się na nocny spoczynek całowania krzyża (stóp Ukrzyżowanego)… Wykorzystali to jego wrogowie i posmarowali stopy Jezusa na krzyżu trucizną… Jakież musiało być zdziwienie – pewnie też i samego Piusa – gdy pochylił się nad krzyżem, by pocałować stopy – a Pan Jezus sam zdjął stopy z krzyża, by Jego sługa ich nie całował i nie został otruty…
Pan naprawdę dba o swój Kościół! – dla mnie Pius V jest tego mocnym dowodem!!!
Pan ma swoich dobrych Pasterzy i dba o swoich dobrych Pasterzy!!!

  1. Dodaj komentarz

Dodaj komentarz