XXVIII niedziela zwykła, rok C

Słowo, które kłuje – ostra szpila wbita w serce… Znamiennym jest, że zarówno Naaman (z pierwszego czytania) jak i Samarytanin (z ewangelii) byli cudzoziemcami… Jakby chciał powiedzieć, że to właśnie obcokrajowcy, czy wyznawcy innych religii, mogą dać nam przykład wartości, o których sami zapominamy, lub które lekceważymy… Że ludzie żyjący obok nas – być może pogardzani i usunięci na margines – mogą nas nauczyć jak podążać drogą, której pragnie Pan… W ewangelii to Samarytanin – prawie poganin – wraca by dziękować… Jemu nie wystarcza, że został uzdrowiony – on wraca, aby wyrazić swoją wdzięczność za otrzymany dar…
To lekcja wdzięczności za uzdrowienie z trądu (sic!)… Lekcja, o której powinniśmy pamiętać korzystając z sakramentu spowiedzi… Trąd jest symbolem konsekwencji grzechu, symbolem rozkładu, obumierania całego organizmu duchowego… A w sakramencie pojednania otrzymujemy nie tylko przebaczenie… On naprawia również tragiczne konsekwencje grzechu… Mój organizm duchowy przestaje się rozpadać, wstępuje we mnie nowe życie… Jest za co dziękować…

Łukasz w ewangelii stosuje ciekawe rozróżnienie… Uzdrowionym został tylko jeden: ten, który potrafił wrócić, by podziękować… Reszta została jedynie „oczyszczona”…
Spróbujmy przełożyć to na praktykę spowiedzi. Wtedy się okaże, że w większości wypadków jesteśmy jedynie oczyszczeni… Uzdrowionym mogę zostać dopiero wtedy, gdy potrafię doceniać łaskę oczyszczenia… Gdy wykazując prawdziwą wdzięczność za dar Bożej miłości zacznę na poważnie realizować „postanowienie poprawy” – zacznę współpracować z otrzymaną łaską aby w mój duchowy organizm znów wlało się nowe życie… Tak naprawdę jedyną formą wdzięczności za łaskę przebaczenia jest „nie zmarnowanie” tej łaski i współpraca z nią… Jedyną formą wdzięczności jest zmiana mojego życia… Tylko tak mogę zostać uzdrowionym, a nie tylko oczyszczonym…

Może warto dziś zrobić sobie rachunek sumienia z mojej „niewdzięczności”… Czasami jak owi trędowaci myślę, że wystarczą przepisane Prawem czynności liturgiczne [obmyj się siedem razy w wodzie, idź pokaż się kapłanom], że leczy i uzdrawia przepisana „ceremonia” – rytuał odprawiony przy konfesjonale… Wykonałem, co miałem wykonać, więc za co tu dziękować… Wykonałem pewien rytuał, więc należy mi się to, co mam…

Ale jest w tej ewangelii jeszcze coś, co może zaskoczyć… Jego obdarowywanie nas łaskami jest niezależne od naszej wdzięczności… Nawet przez myśl Mu nie przeszło, aby przywrócić trąd tym, którzy nie podziękowali za oczyszczenie…
Może warto Mu więc dziś dziękować za to właśnie, że wdzięczność nie jest warunkiem „oczyszczenia” – choć może o pełnym uzdrowieniu w tym wypadku mówić nie można…
On uczy nas dawania – dawania wolnego od oczekiwań… Chyba najtrudniejszym, w takim codziennym czynieniu dobra, jest wyzwolenie się z niewoli oczekiwań wobec innych… Może więc dzisiejsza ewangelia jest o „nieuzależnianiu czynionego dobra” od wdzięczności innych…

  1. Dodaj komentarz

Dodaj komentarz