V niedziela Wielkiego Postu, rok C

Piętnując postawę uczonych w Piśmie i faryzeuszy możemy ulec pokusie skupienia się jedynie na grzechu potępiania drugiego człowieka po to, by samemu stanąć w lepszym świetle… Stąd obłuda i mnóstwo wysiłków, które wkładamy w walkę z grzechami innych – byle nie wyszły na jaw moje własne…
Tymczasem w opisanym w tej ewangelii wydarzeniu dokonuje się coś, czego nie dostrzegamy lub wręcz nie chcemy dostrzec… Jezus przebacza kobiecie bez jej przyznania się do winy i bez okazania przez nią żalu za grzech: Nikt cię nie potępił?… I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz. „Bezwarunkowa” logika Bożego przebaczenia jest dla nas tak niezrozumiała, że ją po prostu ignorujemy… Człowiek nie potrafi przebaczyć drugiemu bez postawienia warunków – choćby to miała być jedynie chęć zmiany… Podobnej postawy oczekujemy od Boga… Możesz Boże oczywiście przebaczać, ale pod warunkiem, że ten, któremu przebaczasz przynajmniej okaże wolę nawrócenia…

Dzisiejsza ewangelia to jeden z takich tekstów, który przez dziesiątki lat był dla chrześcijan niesamowitym zgorszeniem… A zgorszenie to było tak wielkie, że w wielu starych rękopisach Nowego Testamentu brakuje tego tekstu… Starożytni chrześcijanie – zgorszeni postawą Jezusa i łatwością z jaką przebacza grzechy – ten tekst usunęli…
I co ciekawe, gdy po dziesiątkach lat ten tekst wrócił w końcu do Nowego Testamentu – to wszystko wskazuje na to, że nie wrócił na swoje miejsce… Bibliści dość dobrze się zgadzają ze sobą, że tego tekstu nie napisał św. Jan… Ten tekst bardzo pasuje do Łukasza. To właśnie ewangelia Łukasza jest wielką ewangelią miłosierdzia – to w niej są wszystkie teksty o miłosierdziu Boga: o zgubionej owcy, o zgubionej drachmie, o synu marnotrawnym… I ten tekst też był najprawdopodobniej u Łukasza… Tylko, że jak go na nowo wklejano do ewangelii, to już nikt nie pamiętał, że go pierwotnie wyrzucono z Łukasza…
U Łukasza też – co do tego również zgadzają się bibliści – opisane wydarzenie było umieszczone w bardzo szczególnym miejscu – było to ostatnie wydarzenie w Jerozolimie przed męką Pana Jezusa… I to też dodaje ciężaru temu wydarzeniu… – bo to oznacza, że ta kobieta – tak jak Jezus – przyszła do Jerozolimy na święto Paschy – na najważniejsze święto w roku… Pascha była świętem rodzinnym, Paschę powinna spożywać ze swoją rodziną – a tymczasem dopuściła się cudzołóstwa… – i to w największe święto ich wiary…
Tu uwaga – sam grzech cudzołóstwa był bardzo ciężki i oceniany bardzo surowo nie tylko przez Prawo Mojżeszowe – nic więc dziwnego, że Kościół pierwotny był zgorszony tym co zrobił Jezus… Odpuścić taki grzech tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało, jest totalnie niepedagogiczne…
Dziś jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że kiedy chcemy, to idziemy do spowiedzi, ale w starożytnym Kościele, do IV w. zasadą było, że po chrzcie pokutę można było odbyć zasadniczo tylko raz… I nawet przy takiej surowej praktyce pokutnej uważano, że są trzy grzechy tak ciężkie, że jeśli się je popełni, to pokuta wynosi całe życie… Te grzechy to: zaparcie się wiary, zabójstwo i cudzołóstwo (sic!)… A ta kobieta się dopuściła cudzołóstwa w święto Paschy i Jezus mówi ja cię nie potępiam… Skandal miłosierdzia… Podobnie jak starożytni chrześcijanie, też jesteśmy zgorszeni tym, co zrobił Jezus…

Przez dwadzieścia wieków Kościół zastanawia się, co pisał Jezus… Często słyszymy, że były to grzechy potępiających kobietę… Św. Augustyn w jednym ze swoich komentarzy podaje, że Jezus pisał imiona kobiet, z którymi zgrzeszyli oskarżyciele (mnie się to tłumaczenie niesamowicie podoba)…
Ale ten sam św. Augustyn – w innym komentarzu podaje, że Jezus pisał słowo „cudzołóstwo”… Pisał to słowo po to, aby ona mogła zobaczyć jaki jest jej grzech… Nie mówi więc: „nic się nie stało”, ale nazywa jej grzech, i pisze, żeby widziała!!!… Ja ciebie nie potępiam… ale potępiam twój grzech… A potępiam twój grzech, gdyż Mi na tobie zależy. Staraj się już odtąd żyć tak, by nie było w tobie już nic, co bym musiał potępić…
A – pisze dalej Augustyn – przez świątynię wiał wiatr, który jest symbolem Ducha Św. – i ten wiatr zaciera to słowo na piasku… I ona widzi jak ten jej grzech znika… Daje jej do zrozumienia, że tego grzechu nie ma, że On go zmazuje… I to jest ten moment, który nas oburza: „nie za łatwo???”, nie za łatwe to wybaczenie?…
I to nasze pytanie: „czy nie za łatwo?” pokazuje, że my mamy kompletnie przewrócone w głowach… Bo nam się wydaje, że Bóg wybacza nam nasze grzechy za to, że my zrobimy coś dobrego… Że my musimy zasłużyć na wybaczenie…

A Bóg wybacza nam grzechy, bo patrzy na krzyż swojego Syna… I to wybaczenie, którego dokonał Jezus nie było łatwym wybaczeniem… To prawda, że wybaczenie naszych grzechów wcale nas nie kosztuje – ale ono kosztuje Jezusa – i to kosztuje Go: Jego życie…
I jeśli mają rację bibliści, którzy mówią, że to wydarzenie w ewangelii Łukasza miało miejsce na moment przed śmiercią Jezusa na krzyżu – to to wszystko całkiem inaczej wygląda… Jezus gładzi jej grzech: ja ciebie nie potępiam – wybacza – i idzie na krzyż żeby umrzeć za jej grzech… To nie jest tanie wybaczenie, to nie jest łatwe wybaczenie – to jest wybaczenie za cenę śmierci…
I dodaje: idź i odtąd już nie grzesz… W Jezusie jest głębokie przekonanie, że ta kobieta może nie grzeszyć – choć nie ma w niej jeszcze pragnienia nawrócenia (ona ma w sobie co najwyżej lęk przed śmiercią, przed ukamienowaniem, i tej śmierci się boi)… Nawrócić ją może jedynie doświadczenie miłości w spotkaniu z Nim… I w Jezusie jest przekonanie, że miłość, której doświadcza w tym spotkaniu ostatecznie ją nawróci…
To jest ta sama myśl, która jest u Łukasza w przypowieści o synu marnotrawnym – o tym było tydzień temu – którego nawraca dopiero miłość Ojca, który odnalazł w nim syna… Właśnie to, i jedynie to, jak traktuje ją Jezus stwarza szansę, że ona się zmieni: idź i odtąd już nie grzesz… Nie ma twojego grzechu… Co zrobiła, by nie było tego grzechu? → nic nie zrobiła… To On umarł na krzyżu, żeby nie było tego grzechu…
Jedynie doświadczenie takiej miłości daje szansę, że ona się zmieni – to jest powód, który może dać jej nawrócenie…
Jego przebaczenie jest bezwarunkowe, jest „wstępne”: Jezus Chrystus umarł za nas gdyśmy byli jeszcze grzesznikami… I nie ma się co gorszyć tym jak Bóg wybacza, bo to Jego metoda działania: To Jego wybaczenie nas nawraca – nie co innego!!!… To miłość, która kosztuje Go życie – może nas nawrócić – nie co innego… Nie gorszmy się więc Jego wybaczaniem!!!…

  1. Dodaj komentarz

Dodaj komentarz