II niedziela adwentu, rok C

Po pierwsze: czas i miejsce – mocne osadzenie w realiach czasowo-przestrzennych… Po co? By uciąć wszelkie spekulacje, że mamy do czynienia w mitem czy bajką. Decydująca faza historii zbawienia dokonuje się w znanej nam czasoprzestrzeni…
Więcej nawet, w tej konkretnej czasoprzestrzeni zaczynają się spełniać konkretne proroctwa: Bóg zaczyna realizować swój plan… Działalność Jana Chrzciciela nie jest jakimś szlachetnym zrywem kogoś, kto nie może się pogodzić z grzechem – jest dokładną realizacją zapisu z księgo proroka Izajasza… Bóg wypowiedział Słowo – jego nośnikiem jest „Głos”…

Po drugie: tenże „Głos” głosi chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów… Zdecydowanie coś nowego i zarazem jeszcze „niepełnego”…
Coś nowego: bo jego poprzednicy – dawniejsi prorocy – wzywali tylko do nawrócenia. Tu nowością jest chrzest – obmycie wyrażające pragnienie zerwania z grzechami i zmianę swojego życia…
Coś „niepełnego” zarazem – bo ta wewnętrzna przemiana myślenia, życia i postawy nie mogła być przemianą realną. Człowiek skażony grzechem nie jest do niej zdolny… To dopiero wstęp i przygotowanie do tego, co zamierza uczynić sam Bóg w Jezusie… Wezwanie do jasnego wyrażenia realnego pragnienia i woli oczyszczenia i przemiany – do powiedzenia: „Tak, potrzebuję Twego zbawienia”…

Po trzecie wreszcie: wezwanie do współpracy. Stąd wołanie: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! Każda dolina niech będzie wypełniona, każda góra i pagórek zrównane, drogi kręte niech się staną prostymi, a wyboiste drogami gładkimi! Pokaż, że Go zapraszasz na drogi swego życia, że je nawet przygotowujesz…
To ewidentna przestroga przed zachowaniem, które może mieć elementy absurdu: Mówię – i może nawet w głębi serca jestem do tego przekonany – że tęsknię za Zbawicielem, że Go potrzebuję – tymczasem zamykam przed nim serce… Nie czynię nic, by On do mnie dotarł…
Przygotuj więc wreszcie serce na spotkanie: wyprostuj pokręcone drogi serca i umysłu; wypełnij doliny słabości i lęku; przytnij dążenia pychy i egoizmu; nie daj się zwodzić na manowce… Pozwól przyjść do siebie Panu drogą prostą bez wybojów i kompromisów…

Wtedy pojawia się pustynia – to po czwarte – gdy mówisz, że sam nie jesteś tego w stanie uczynić, że to cię przerasta – i masz rację…
Nie przerasta jednak Jego, o ile pozwolisz Mu działać…
Bo adwent więc to:
czas wyjścia na pustynię i usłyszenia Głosu: prostujcie!!!,
czas uświadomienia sobie: „sam nie dam rady”
czas proszenia Chrystusa: „Ty sam wyprostuj to co powykrzywiane!”…

  1. Dodaj komentarz

Dodaj komentarz