XXV niedziela zwykła, rok B

W dzisiejszej ewangelii pojawia się mnóstwo wątków i trzeba znaleźć coś co je łączy – i być może tym czymś jest doświadczenie cierpienia… To doświadczenie sprawia, że trudno jest nam wtedy zrozumieć Boga:
Jak kochający Bóg – który nie stworzył ani śmierci ani cierpienia – może na nie zezwalać i je akceptować… W modlitwie nie prosimy o wytrwałość w trudnościach i cierpieniu ale o to, by Bóg je zabrał, i to jak najszybciej…
Jeśli coś jest trudne i niezrozumiałe, to najlepiej to zignorować lub temu zaprzeczyć. I tak właśnie zrobili Jego uczniowie… Gdy On opowiada im o czekającej Go męce – oni spierają się o to, który z nich jest ważniejszy… Mają swoją własną wizję „prawdziwego ucznia” i swój własny pomysł na to, co daje powód, by nazywać się pierwszym…
Egocentryzm, szukanie wygody, unikanie trudu i cierpienia – to coś, co człowiekowi nigdy obce nie było…

A On próbuje przekazać, że prawdziwa wielkość człowieka polega na oddaniu siebie drugiemu: Wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje. Jakby chciał powiedzieć: bądź wielki – otocz je opieką, żyj dla niego, poświęć dla niego siły, czas i pieniądze – po prostu: pokochaj go…
Przyjęcie dziecka staje się symbolem autentycznego wyzwolenia się z egoizmu – najlepiej wiedzą o tym rodzice, którym pojawienie się dziecka wywraca świat do góry nogami… Przyjęcie dziecka staje się symbolem dostrzeżenia w drugim człowieku kogoś czekającego na moją miłość, akceptację i towarzyszenie – jak prawdziwy rodzic i wychowawca…
Dziecko staje się symbolem człowieka, który jest dla mnie zadaniem…

To wezwanie dotyczy każdego, nawet księży i zakonników [również zakonnic]. Dlaczego? Dlatego, że to właśnie my bardzo często ulegamy pokusie spierania się między sobą, który z nas jest „pierwszy” i która „własna i prywatna wizja świętości” jest prawdziwsza…
I przed każdym z nas stawia dziś dziecko i zaczyna tłumaczyć:
Po pierwsze: pozbądź się egoizmu i stań się dla drugiego człowieka tak ofiarny jak rodzic dla dziecka. Niech twój własny, poukładany przez ciebie, egocentryczny świat wywróci się do góry nogami. Poświęć się mu całkowicie – jak i Ja poświęciłem swoje życie na krzyżu…
Po drugie: pamiętaj o przykładzie i dawaniu świadectwa. Wiara to nie wiedza religijna – wiary nie przekazuje się przy pomocy nauczania. Osobowość dziecka kształtuje się przez świadectwo – dziecko uważnie obserwuje dorosłych i kształtuje swoje postępowanie według tego, co widzi – jeśli pouczenia rodziców są sprzeczne z ich postawą, dziecko przejmie postawę, a nie przekazywane ustnie normy postępowania…
Po trzecie wreszcie: wychowuj – masz przecież taki obowiązek. Stawiaj wymagania i pouczaj co jest dobre a co złe… Dziecko ma prawo do pomyłek i upadków, ale rolą kochającego rodzica i wychowawcy jest nazwanie tego, co złe – czasami może nawet ukaranie (podpadnę pewnie zwolennikom wychowania bezstresowego) i pokazanie właściwej drogi…

Tak tworzy się prawdziwa obecność Boga we wspólnocie Kościoła: Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał…

  1. Dodaj komentarz

Dodaj komentarz